Serdecznie dziękuję Eve Kathelin! Wierszyk, który znajduje się na końcu miniaturki, został napisany właśnie przez nią. Ewa, uratowałaś mi tyłek! Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję.
— Mamo! Mamo!
Mała, na oko sześcioletnia dziewczynka biegła do swojej rodzicielki. Z impetem rzuciła jej się w ramiona. Kobieta przez chwilę tuliła dziecko do swojej piersi, jednak już po chwili odsunęła ją od siebie, aby usłyszeć co takiego ważnego ma do powiedzenia.
— Co się stało, skarbie? — zapytała, odgarniając dziewczynce z czoła niesforne loczki.
— Mam coś dla ciebie — rzekła, unosząc dumnie głowę. Wyciągnęła w kierunku matki dłoń, w której trzymała błękitną kartkę.
Złożona kartka miała format A5. Na okładce można było ujrzeć koślawe, niedokładnie pokolorowane serduszko. W środku wklejone zostało zaproszenie na przedstawienie z okazji Dnia Matki. W prawym, dolnym rogu mała Hermiona napisała „Kocham cię mamo". Literki były krzywe, drukowane, ale jakże urocze! Jane serce się ścisnęło z radości.
— Przyjdziesz? — zapytała, patrząc się na rodzica z nadzieją.
— Oczywiście, że tak! — Dla panny Granger nie było innej możliwości. Jak mogłaby sobie odpuścić tak ważne wydarzenie? Wiedziała, że odmawiając, sprawiłaby córce ogromną przykrość.
— Po przedstawieniu będzie poczęstunek — szepnęła konspiracyjnie dziewczynka. Kobieta szczerze się roześmiała na wzmiankę o posiłku.
— A będzie szarlotka? — dociekała się.
Razem z sześciolatką skierowały się do pobliskiej lodziarni. Dziecko z przejęciem opowiadało matce, co takiego zaplanowali na występ. Jane jednak nie słuchała jej uważnie. Jej myśli zajmowało coś dużo ważniejszego. Nie wiedziała jeszcze, co powie swojemu szefowi. Mężczyzna naprawdę bardzo rzadko dawał wolne dni swoim pracownikom. Bała się, że nie wyrazi zgody na to, żeby była nieobecna tego dnia w pracy. Jako samotna matka nie mogła pozwolić sobie na jej stratę, a doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to by nastąpiło gdyby tylko spróbowała się postawić panu Smith'owi. Oczami wyobraźni widziała, jak będzie wychodzić z kwitkiem z gabinetu pana Charles'a.
Z zamyślenia wyrwał ją pełen oburzenia głos córki.
— Mamo, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
— Przepraszam. — Uśmiechnęła się słabo. — Zamyśliłam się.
— Mówiłam, że będą wszyscy rodzice. Nawet mama i tata Mae — zaznaczyła. Rodzice najlepszej przyjaciółki Hermiony nigdy nie pojawiali się na takich uroczystościach. Zawsze zajęci byli rozwijaniem swojej kwitnącej kariery. Jane westchnęła ciężko. Niepotrzebnie zrobiła jej nadzieje. Zapewne jutro sprawi jej okropny zawód. Nie znosiła niedotrzymywania obietnic.
***
Niepewnie zapukała do drzwi biura szefa. Gdy usłyszała stłumione zaproszenie do środka, zesztywniała. Przełknęła głośno ślinę i nacisnęła na klamkę. Nogi miała jak z waty, gdy stała przed biurkiem. Odnosiła wrażenie, że zaraz od tego stresu zemdleje.
— Witaj Jane. — Przywitał się z nią. — Co cię do mnie sprowadza? — zapytał, odkładając na bok teczkę z dokumentami. Młoda matka nerwowo przygryzła wargę. Nie do końca wiedziała co mu powiedzieć. Cała odwaga, którą zbierała po drodze, nagle gdzieś uleciała. Dodatkowo cała ułożona przemowa, teraz wydawała się zupełnie bez sensu.
— Bo ja... — zaczęła. Przez te nerwy nie była w stanie skleić poprawnego zdania. Wzięła głęboki oddech i odliczyła w myślach do trzech. — W ten czwartek moja córka ma w szkole przyjęcie z okazji Dnia Matki…
— I co w związku z tym? — Pan Smith widocznie nie wyłapał aluzji. Jane jęknęła zrozpaczona.
— Dlatego chciałabym prosić o wolny dzień. Bardzo mi zależy na tym, aby się tam znaleźć — powiedziała słabo. Zacisnęła nerwowo dłonie na krańcach swojego żakietu.
— Wykluczone — zaczął spokojnie pan Charles — jest koniec miesiąca, mamy za dużo roboty.
Granger poczuła się przytłoczona. Nagle przed oczami pojawiły jej się mroczki. Zemdlała.
Z wyjaśnień pana Smitha wynikało, że była nieprzytomna raptem kilka minut. Gdy się ocknęła, bez słowa opuściła jego gabinet. Było już po godzinach pracy, więc złapała tylko torebkę i wyszła, nie oglądając się za siebie. Szybkim krokiem ruszyła do domu swoich rodziców, którzy zajmowali się Hermioną, kiedy ona pracowała.
Matka i córka po drodze do domu zawsze zachodziły na lody lub gofry do ich ulubionej, przydrożnej kawiarni. W trakcie, gdy sześciolatka bawiła się w piaskownicy, dwudziestoczterolatka powoli zbierała się w sobie do tego, aby poinformować dziewczynkę o swojej nieobecności na przedstawieniu. Chciała zrobić to jak najłagodniej. Wiedziała jednak, że to prawie nic nie da, bo mała i tak będzie bardzo zawiedziona. Serce Jane krajało się na samą myśl, że jej ukochane dziecko najprawdopodobniej rozpłacze się na tę wiadomość. W końcu znudzona zabawą Hermiona, usiadła obok swojej matki.
— Wracajmy już do domu — jęknęła, przecierając dłońmi zaspane oczka.
— Córeczko, muszę coś ci powiedzieć — zaczęła ciężko Jane. — Niestety nie będę mogła zjawić się na twoim przedstawieniu. — W oczach dziewczynki momentalnie zalśniły łzy. Usta wygięły się w podkówkę.
— Ale, dlaczego? — zapytała płaczliwym tonem. Panna Granger przytuliła do siebie dziewczynkę.
— Nie mogę wziąć sobie urlopu. — Starała się jej to wytłumaczyć. — Zrobię wszystko, żeby przyjść chociaż na kawałeczek, obiecuję — szepnęła. Dziewczynka tylko ze złością odsunęła się od rodzicielki i zeskoczyła z ławki.
— Rozumiem — powiedziała. Kobieta widziała, że ją to boli i że jest na nią zła. Miała jednak świadomość, że Hermiona naprawdę to rozumie i jest w stanie to zaakceptować. W końcu była bardzo inteligentnym dzieckiem. Jane kucnęła przy swoim dzieciątku.
— Przepraszam, córeczko — szepnęła jej do ucha. Przytuliła małą do siebie. Obie płakały sobie w ramiona.
***
W końcu nadszedł dwudziesty szósty maj — Dzień Matki.
Gdy wybiła godzina zero, przed specjalnie przygotowanymi na tę okazję dekoracjami wkroczyła grupa dzieci z klasy przedszkolnej. Wśród rozradowanych, malutkich uczniów można było dostrzec jedną, smutną twarz. Należała ona do Hermiony, która ze smutkiem i odrobiną nadziei wśród gromady dorosłych, wypatrywała tej znajomej twarzy swojej mamy. Z rozczarowaniem nigdzie jej nie odnalazła. W oczach zaszkliły jej się łzy.
W tym samym czasie Jane również odczuwała silną potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkich żali za pomocą łez. Siedziała jak na szpilkach przy swoim biurku, odliczając kolejne minuty do zakończenia pracy. Z nadzieją wpatrywała się w zegarek, jakby myślała, że magicznym sposobem wskazówka nagle przyspieszy swój bieg, a ona będzie mogła choć na chwilę znaleźć się na przedstawieniu swojej córeczki.
— Nadęty buc — wymamrotała pod nosem, wpatrując się z nienawiścią w drzwi od pokoju zajmowanego przez pana Smith'a. Była tak zdenerwowana, że nie mogła skupić się na treści przeglądanych przez siebie papierów. W końcu nagle poderwała się z krzesełka.
— O, nie. Tak być nie może. Praca nigdy nie będzie ważniejsza niż moje dziecko — rzekła sama do siebie, po czym dziarskim krokiem, bez żadnego sowa wyszła na zewnątrz.
***
Po kolejnym wyrecytowanym wierszyku, wreszcie przyszła kolej na panienkę Granger. Dziewczynka wyszła na środek sali na trzęsących się nogach. Jej wzrok cały czas utkwiony był w drzwiach. Szczerze liczyła na to, że jej mama się pojawi. Gdy cała nadzieja jaka się w niej tliła, miała już zgasnąć, usłyszała skrzypnięcie drzwi. Oczy sześciolatki rozbłysły, a twarz przyozdobił przepiękny uśmiech, kiedy ujrzała jak jej rodzicielka wręcz wbiega na salę. Nagle dostała nagłego przypływu odwagi. Wreszcie zaczęła recytować swój wierszyk:
— Dziękuję Ci mamo,
Za wszystkie nieprzespane noce,
Uciapane ubranka,
Na których wylądowała nie jedna grzanka,
Za wsparcie,
Które dajesz mi każdego dnia,
I twoje ciepłe ramiona,
Które zawsze otulą mnie kiedy jest mi źle.
I chociaż jestem mała,
To rozumiem wiele.
Więc napiszę zwięźle,
Bo mamo,
Kocham cię,
Całym moim sześcioletnim serduszkiem
I darzę cię taką miłością
Jaką ty darzyłaś mnie, nosząc pod swoim.
Rozległy się gromkie brawa, a dzieci po ukłonie rozbiegły się do swoich matek. Hermiona również to uczyniła. Przybiegła do matki z radością i ufnie wtuliła się w jej pierś.
— Wiedziałam, że przyjdziesz — szepnęła dziewczynka i wyciągnęła dłoń w stronę policzka matki. W tym momencie z dłoni dziecka zaczęły sypać się złote iskry. Jane była przerażona, chyba nawet bardziej niż jej pociecha. Po chwili ogniki zniknęły równie szybko jak się pojawiły. Obie były zszokowane. Żadna z nich nie wiedziała co się dzieje.
Prawdę odkryły dopiero pięć lat później, gdy wtedy już jedenastoletnia Hermiona dowiedziała się, że jest czarodziejką.
Witam! Miniaturka, którą tutaj wam przedstawiam, brała udział w konkursie na Katalogu Ksiąg Zakazanych. Zajęła ostatnie, czwarte zaszczytne miejsce. Mimo tego jestem z niej bardzo zadowolona i dumna, bo to moje pierwsze opowiadanie, w którym nie ma konkretnego pairingu. Jeszcze raz serdecznie gratuluję pozostałym dziewczynom wygranej! Pozdrawiam, Klaudia.
Prosisz o komentarze więc jestem :) Czytałam tą miniaturkę jeszcze przed konkursem i od razu mi się spodobała ;) Hermiona i jej mama bardzo ładnie przedstawione <3
OdpowiedzUsuńCzwarte miejsce to też dobry wynik. Walka była zawzięta, ale nie masz co się martwić, bo masz duży potencjał :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Naprawdę, bardzo podoba mi się twoja twórczość. Piszesz lekko, to widać. "Słychać i czuć". Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie napisać tego fragmentu piosenki xd. Brak błędów interpunkcyjnych, ortograficznych i stylistycznych. Przynajmniej moje "oko szukającej" nic nie wykryło, nawet z pomocą roentgena. Pst, jestem ścigającą, więc źródło trochę niesprawdzone. Ale mam dobre oko. Dopiero przy tej miniaturce jestem w stanie napisać porządny komentarz. Dwie poprzednie: *buch, buch głowa mi wybuchła z emocji*. Miniaturka: lekka, luźna i ciekawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Crookshanks (standardzik, zapraszam)
http//dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/
Czy tylko ja płakałam, podczas rozmowy Jean i Hermionki w piaskownicy ?
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, ale wydaje mi się, że mama Hermiony miała na imię tak jak ona na drugie, czyli Jean.
A Miniaturka super fajna 😊
W naszym prostym życiu miłość odgrywa bardzo szczególną rolę. Teraz jesteśmy w stanie uczynić twoje życie miłosne zdrowym i nie ma miejsca na żadne kłopoty. Wszystko to jest możliwe dzięki AGBAZARA TEMPLE OF SOLUTION. Pomógł mi rzucić zaklęcie, które przywróciło mojego zaginionego kochanka z powrotem na 48 godzin, które zostawiły mnie dla innej kobiety. możesz także skontaktować się z nim ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwonić / WhatsApp mu na +234 810 410 2662 i być szczęśliwym na zawsze jak teraz ze swoim doświadczeniem.
OdpowiedzUsuń