piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 2 – Pierwszy dzień w szkole

W chwili gdy zastanawiasz się, czy kochasz kogoś,
przestajesz go kochać, już na zawsze.
~ Carlos Ruiz Zafon
[02.09.1999r.]

Następnego dnia rano obudziła mnie uśmiechnięta Astoria. Położyła się na moim łóżku i objęła mnie rękami.
— Hermiono. — Zaczęła ze skruchą. — Przepraszam za wczoraj.
Obróciłam twarz w jej stronę i westchnęłam. Chwilę obserwowałam ją spod przymrużonych oczu, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
— Nie ma sprawy.

Twarz blondynki pojaśniała.
— Naprawdę, nie wiem co we mnie wstąpiło.
— Nie przejmuj się, zapomnijmy o tym — powiedziałam, dając jej pstryczka w nos. — Idę do łazienki.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam i już po chwili szczotkowałam zęby przed lustrem. Przez drzwi usłyszałam, że do pokoju przyszedł Draco i pyta o mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przepłukałam usta i zrobiłam delikatny makijaż.
Kiedy zakładałam szatę, usłyszałam krzyk Tracy:
— Hermiono, pośpiesz się!
— Zaraz! — krzyknęłam zirytowana.
Zebrałam moje kosmetyki i wyszłam z łazienki. Poranna toaleta nie zajmuje mi wiele czasu, dlatego denerwuję się, gdy któraś z dziewczyn mnie pospiesza. Zdarza im się to nawet pięć minut po moim wejściu do toalety, czego kompletnie nie rozumiem.
W pokoju, na moim łóżku leżał Draco. Miał założone ręce pod głową i wpatrywał się w sufit, jakby była na nim najbardziej interesująca rzecz na świecie. Bezgłośnie podeszłam do niego i bez uprzedzenia wskoczyłam na miejsce obok niego. Chłopak drgnął przestraszony.
— Co tu robisz? — zapytałam, jakby od niechcenia.
— Przyszedłem po ciebie — powiedział i uśmiechnął się szeroko.
— Jaki z ciebie dobry kolega! — zawołałam z przekąsem. Przekręciłam się na bok i sięgnęłam dłonią po mój plan dnia.
  1. Śniadanie (7:00-7:45)
  2. Eliksiry – Gryffindor (8:00-8:45)
  3. Eliksiry – Gryffindor (8:50-9:35)
  4. Zielarstwo – Hufflepuff  (9:45-10:30)
  5. OPCM – Ravenclaw (10:40-11:25)
  6. ONMS – Hufflepuf (11:35-12:20)
  7. Trasmutacja – Ravenclaw (12:30-13:15)
  8. Obiad (13:15-14:15)
  9. Czas wolny
  10. Kolacja (19:00-21:00)
Cisza nocna – 22:00
Schowałam książki do mojej wysłużonej już torebki i założyłam buty.
— Chodźmy na śniadanie, umieram z głodu! — zawołał Draco, zeskakując z łóżka.
— To czemu jeszcze nie poszedłeś jeść? — zapytałam, unosząc jedną brew.
— Ponieważ jestem dobrym przyjacielem — rzekł z rozbrajającym uśmiechem.
— Mhm, jasne. — Szturchnęłam go w ramię, a on nie pozostał mi dłużny. Nasze przepychanki trwałyby pewnie w najlepsze gdyby nie to, że właśnie weszliśmy do Wielkiej Sali. Przestaliśmy się wygłupiać, bo żadne z nas nie chciało być w centrum uwagi od samego rana. Zauważyłam, że przy naszym stole siedzi sobie Abigail i rozmawia z Blaise’em. Draco uśmiechnął się pod nosem, poprawił szatę i rzucił w moją stronę:
— Ruszam na łowy.  
Po czym szybkim nonszalanckim krokiem poszedł w kierunku rozmawiającej pary. Pokręciłam głową z politowaniem i z zaciekawieniem przyglądałam się jego poczynaniom. Usiadłam niedaleko nich, tak, abym mogła usłyszeć jakimi tekstami Malfoy postanowił uraczyć moją kuzynkę.
— Cześć! Jestem Draco. — Arystokrata posłał jej zniewalający uśmiech i wyciągnął dłoń w jej kierunku. — Mam przyjemność poznać Abbie czy Lilly?
— Abbie. — Brunetka odwzajemniła jego uśmiech.
— Mam szczerą nadzieję, że nie jesteś taka jak reszta Gryfonów — rzucił, a ja pacnęłam się ręką w czoło. Co za gumochłon!
— Och, nie jestem! Naprawdę bardzo się zdziwiłam, gdy dowiedziałam się, że tam trafiłam. Miałam nadzieję, że trafię do Slytherinu.
Przewróciłam oczami, słysząc słowa Abigail. Nie rozumiem dlaczego jest tak uprzedzona do Gryffindoru. Sądzę, że powinna się cieszyć, bo Gryfoni są odważni i honorowi.
— A czym interesujesz się, Abbie? — Draco bajerował ją w najlepsze, a ona nawet nie próbowała się opierać. Spostrzegłam, że Blaise patrzy na Malfoya z nienawiścią. Pokręciłam głową z politowaniem i zajęłam się jedzeniem. Po chwili obok mnie usiadła Pansy. Oparła łokcie na ławie i schyliła głowę.
— Chcę spać — jęknęła zrezygnowana.
— Trzeba było spać w nocy. — Pokazałam jej język. Pansy poszła spać bardzo późno, a ja bardzo wcześnie. Nie drążyłyśmy tematu tylko zajęłyśmy się jedzeniem. Próbowałam przypomnieć sobie jakieś istotne informacje, które mogłyby przydać mi się na Eliksirach. Nie mogłam się jednak na tym skupić, bo ciągle rozpraszał mnie chichot Abigail. Rzuciłam w jej stronę mordercze spojrzenie, co nie umknęło uwadze Parkinson.
— Ej, ty. Picklenose. — Pansy jako dobra przyjaciółka, widocznie postanowiła uciszyć moją kuzynkę.
— Słucham? — Abbie obdarzyła ją sztucznym uśmiechem. Widziałam, że nie jest zadowolona z faktu, że Pansy przerwała jej rozmowę z Draco.
— Zdaje mi się, czy zapomniałaś gdzie jest twój stół? — zapytała Ślizgonka, uśmiechając się kpiąco. Ledwie powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem.
— Myślę, że to nie twój interes. — Gryfonka wypowiedziała te słowa z wyższością. — Nie powinnaś wciskać swojego długiego nosa w nie swoje sprawy. — Uśmiechnęła się słodko-gorzko. Pansy niemal zachłysnęła się powietrzem, słysząc aluzję dotyczącą jej nosa. — Naprawdę, na twoim miejscu coś bym z nim zrobiła.
Parkinson poróżowiała ze złości i gdy już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, do rozmowy wtrącił się Draco:
— Myślę, że będzie lepiej jak już pójdziesz, Abigail — wycedził przez zaciśnięte zęby. Abbie otworzyła szeroko oczy. Zapewne miała nadzieję, że skoro chwilę temu jawnie z nią flirtował, to teraz stanie po jej stronie. — No i czego się patrzysz jak cielę na malowane wrota? Nie pozwolę na obrażanie moich przyjaciół.
Dziewczyna podniosła się gwałtownie.
— Świetnie. Nawet nie wiesz, co tracisz — rzuciła na odchodne i wyszła z Wielkiej Sali. Malfoy zaczął się głośno śmiać, a już po chwili zawtórowała mu Pansy. Pokręciłam głową z politowaniem.
— No dzięki — powiedział Zabini.
— Oj Blaise, ona nie była warta tego zachodu. — Puściłam mu oczko, po czym wstałam ze swojego miejsca. Spostrzegłam, że w kierunku drzwi właśnie ruszyła Lilly, dlatego postanowiłam ją dogonić, żeby porozmawiać.
— Lilly! Czekaj!
Krukonka momentalnie stanęła w miejscu, rozglądając się wkoło. Pomachałam do niej radośnie.
— Hermiona! Cześć. — Lilianna uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
— Jak ci się podoba w Hogwarcie? — zapytałam, gdy szłyśmy ramię w ramię.
— Jest niesamowicie! Poznałam wiele osób. Krukoni są bardzo mili i przyjaźni, ale najbardziej polubiłam chyba Hannę. Mam pokój z nią i jeszcze z Luną Lovegood i Cho Chang. Lunę i Cho też lubię, one chyba też nie mają nic do mnie. Ale bardzo się stresuję! Co jeśli nauczyciele będą mnie gnębić? — Lilly wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła i tak szybko zmieniała temat, że ciężko było mi za nią nadążyć. Zaśmiałam się.
— Spokojnie, nasi nauczyciele nie są tacy źli na jakich wyglądają. No może poza Snape’em, ale nim się nie przejmuj jak będzie ci dogryzać. Ten typ tak ma. Zawsze faworyzuje nas, Ślizgonów, więc ciesz się, że eliksiry masz z Hufflepuffem, bo wtedy będzie was wszystkich traktować tak samo źle.
Lilly spojrzała się na mnie ze strachem.
— Przez ciebie będę teraz się bać tej lekcji! — zawołała z przerażoną miną.
Zachichotałam.
— Spokojnie, na pewno nie będzie tak źle. — Posłałam jej pokrzepiający uśmiech. Przez moment zastanawiałam się, czy powiedzieć jej o sytuacji z przed chwili, w której główną rolę zagrała jej siostra. Postanowiłam jednak na razie jej nie denerwować. — Co masz teraz?
Lilly zaczęła przeszukiwać wszystkie kieszenie. Gdy tam nie odnalazła swojego planu lekcji, przeszukała torebkę. Po wyrzuceniu z niej wszystkich książek, odnalazła zgubę.
— Wróżbiarstwo z Hufflepuffem — odparła i zmarszczyła brwi. — Chyba już pójdę, muszę znaleźć jeszcze salę, w której będziemy mieć tą lekcję. Może po drodze spotkam kogoś znajomego? Do zobaczenia! — zawołała, obróciła się na pięcie i trach! Zderzyła się z kimś, kto akurat zmierzał w naszą stronę. Lilly wylądowałaby na podłodze, gdyby nie szybka reakcja chłopaka, który na nią wpadł. Objął ją w pasie i przytrzymał w pionie. Niestety w trakcie zderzenia Picklenose upuściła swoją torbę, z której wypadło kilka książek. Krukonka wymamrotała ciche przepraszam i chciała schylić się po książki. Brunet widocznie miał to samo w zamiarach, bo pochylił się w tym samym czasie co ona i uderzył się swoją głową o jej. Oboje odskoczyli od siebie jak poparzeni, na co ja wybuchłam głośnym śmiechem.
— Teo, chyba kupię ci kask, bo jak tak dalej pójdzie to twoja biedna głowa nie wytrzyma! — wykrzyknęłam, nawiązując do wczorajszego wypadku podczas budzenia mnie. Brunet obrzucił mnie zirytowanym spojrzeniem. Zerknęłam na Lilly, która zarumienioną twarz ukrywała pod kurtyną włosów. Kucnęła i podniosła swoją torbę, zbierając do niej książki.
— Przepraszam. — Teodor uśmiechnął się lekko do Krukonki, a ona oblała się jeszcze większym rumieńcem. Kiwnęła lekko głową na znak, że przyjmuje przeprosiny, po czym szybko uciekła. Pokręciłam głową nad jej zachowaniem. — Idziesz do sali? — zapytał Nott. Pokiwałam wolno głową.
— Chodźmy razem — rzuciłam, po czym ruszyłam w kierunku lochów.
— To była ta nowa? — Usłyszałam pytanie Teodora.
— Tak, nowa. Lilly z Ravenclawu — odpowiedziałam.
— Chyba jest troszkę wstydliwa, prawda?
— Szczerze mówiąc, nie wiem. To chyba zależy od osoby. Do tej pory na nikogo tak nie reagowała. Przynajmniej ja tego nie widziałam. Ale ja jej praktycznie nie znam, więc nie jestem dobrym źródłem informacji. Poznałam ją dwa tygodnie temu i rozmawiałam z nią trzy lub cztery razy.  — mruknęłam zrezygnowanym tonem.
— Chciałbym ją poznać — przyznał. — Mamy z nimi jakieś lekcje?
— Tak, nawet jeszcze dzisiaj. — Uniosłam lekko kąciki ust. Teo otworzył drzwi od sali i przepuścił mnie pierwszą. Uśmiechnęłam się do niego i rozejrzałam po pomieszczeniu. W ostatniej ławce po lewej stronie siedzieli Weasley i Potter, a przed nimi miejsca zajmowali Crabbe i Goyle. Teo ruszył do Terrence’a Higgsa, który usiadł w przedostatnim rzędzie, równolegle do Crabbe’a i Goyle’a. Usiadłam za nimi i rozpakowałam się. Kątem oka spojrzałam do tyłu na szafkę. Spostrzegłam, że w jednej z nich znajduje się Amortencja. Sięgnęłam po buteleczkę i ją odkorkowałam. Od razu rozpoznałam zapachy, które od kilku lat były niezmienne. Stary pergamin, świeżo skoszona trawa i owo… Chwila. Ten ostatni zapach nie przypomina wcale owoców leśnych. Co się stało? Zapach był bardzo intensywny, to chyba perfumy. Męskie perfumy. Zmarszczyłam brwi, zatykając fiolkę i odstawiając ją na miejsce. Gdy zamykałam już szafkę, usłyszałam cichy szept przy moim uchu:
— Co poczułaś? — Chłodny oddech owionął moje ucho.
— Draco! — pisnęłam przestraszona. Malfoy usiadł w tym czasie obok mnie.
— Hm, to jak? — zapytał, zupełnie ignorując moją reakcję. Zmrużyłam lekko oczy i pokazałam mu język.
— Nie powiem ci. — Założyłam ręce na piersi.
— Oj, Olsen, nie drocz się ze mną. Przecież oboje doskonale wiemy, że mi powiesz — powiedział wyraźnie pewny siebie. Przewróciłam oczami, uśmiechając się lekko.
— Poczułam stary pergamin, świeżo skoszoną trawę i coś nowego. To chyba jakieś perfumy. Nie kojarzę ich. — Westchnęłam i zobaczyłam, że Draco sięgnął po Amortencję. Powąchał i chwilę myślał, po czym rzekł:
— Pastę do pielęgnacji miotły, świeże powietrze i pomarańcze.
— Pomarańcze? — zapytałam zdziwiona. — Od kiedy? Zawsze to były perfumy twojej mamy…
— Nie mam pojęcia. Może matka zmieniła swoje perfumy? — Draco wzruszył ramionami, a ja zaczęłam się zastanawiać skąd mogły wziąć się pomarańcze w jego Amortencji. To było niemożliwe, żeby Narcyza zmieniła perfumy, w końcu te, które używała do tej pory, były jej ulubionymi. Nie zmieniała ich od wielu lat.  — Nad czym tak myślisz?
— Nieważne — odparłam wymijająco.
Sala powoli zapełniała się uczniami i chwilę przed dzwonkiem wszyscy zajęli swoje miejsca. Na innych lekcjach uczniowie nie byli tak punktualni. Tutaj spowodowane to było tym, że Snape pojawiał się równo o dzwonku, a kto przyszedł po nim dostawał szlaban lub miał odejmowane punkty.
— Dzisiaj będziemy warzyć Eliksir Słodkiego Snu. Instrukcje macie w podręcznikach na stronie 10. Do roboty. — Snape jak zwykle pojawił się w klasie niezauważony i bez zbędnych powitań dał nam pracę. Cały on.
— Poczekajmy, aż ta fala przejdzie — szepnął Draco, wskazując na gromadę uczniów przepychających się w magazynku.
— Dobrze.
Po kilku minutach składzik praktycznie opustoszał, więc poszliśmy tam po potrzebne nam składniki. Gdy wróciliśmy do stolika, od razu wzięliśmy się za pracę. Ja, bo zależało mi na jak najlepszej ocenie, a  Draco… Draco chyba postanowił w tym roku wziąć się do roboty, żeby skończyć Hogwart z jak najlepszymi wynikami.
Przygotowanie eliksiru szło nam dosyć topornie, gdyż przez unoszące się w powietrzu opary, zrobiliśmy się senni. Ziewnęłam głośno i opadłam na krzesło, gdy udało nam się skończyć wywar. Malfoy podszedł do biurka Snape’a, aby go o tym poinformować. Opiekun naszego domu podszedł razem z nim do naszej ławki, sprawdził eliksir i powiedział:
— Wybitny.
Gdy Mistrz Eliksirów się oddalił, przybiliśmy sobie piątki. Towarzyszyło temu dość głośne prychnięcie Weasleya.
— Profesorze! Niech pan coś zrobi z Weasleyem! Od ławki jego i Pottera ciągle dobiegają jakieś niewybredne dźwięki. — Daphne, która siedziała razem z Tracy w ławce obok nich, postanowiła trochę uprzykrzyć im życie.
— Minus 10 punktów dla Gryffindoru, Weasley — powiedział chłodno nauczyciel. Ronald zrobił się czerwony jak pomidor i już otworzył usta, żeby zaprotestować. Szybko je jednak zamknął, widząc srogie spojrzenie profesora. Cała klasa w napięciu oczekiwała na wybuch złości przyjaciela Wybrańca. Jednak nie doczekaliśmy się tego, bo zabrzmiał gong oznaczający koniec lekcji. Większość uczniów szybko opuściło pomieszczenie. Zanim wyszłam z sali zdążyłam rzucić okiem na biurko Snape’a, przy którym aktualnie stała Abigail, szczerząc się jak idiotka. Oj, dziewczę jeszcze nie wie w co się pakuje.
— Co mamy zaraz? — zapytał Draco, przepuszczając mnie w drzwiach. Sięgnęłam do kieszeni po plan lekcji.
— Zielarstwo z Puchonami — odparłam, zmieniając kierunek naszych kroków. Gdy wychodziliśmy ze szkoły, usłyszeliśmy gong, dlatego momentalnie przyspieszyliśmy. Nie chcieliśmy tracić punktów już pierwszego dnia! Gdy dotarliśmy do szklarni, profesor Sprout jeszcze nie było. Rozejrzałam się po otaczających nas uczniach Hufflepuffu. O ścianę szklarni opierali się Susan Bones i Ernie Macmillian. Wyglądali tak, jakby mieli ochotę się zjeść. Zrobiłam zniesmaczoną minę i odwróciłam wzrok. Draco zaśmiał się, widząc moją reakcję.
— Właśnie tak wyglądaliście. Ty i Blaise, kiedy ze sobą chodziliście — stwierdził, a ja posłałam mu groźne spojrzenie.
— Musisz mi o tym przypominać? To było trzy lata temu! — Tupnęłam nogą ze złością. Nienawidziłam, gdy ktoś przypominał mi tą największą pomyłkę mojego życia. Mieliśmy wtedy po piętnaście lat i myśleliśmy, że to wielka miłość na całe życie. Zastanawialiśmy się nawet jak nazwiemy nasze dzieci, psa i gdzie będziemy mieszkać już po ślubie. Nie przeszkadzał nam nawet fakt, że chodziliśmy ze sobą całe dwa tygodnie. Gdy się rozstaliśmy, to uznaliśmy, że zachowamy się jak dorośli i zostaniemy przyjaciółmi. Z perspektywy czasu nie wiem, czy powinnam się śmiać, czy płakać wspominając nasz związek. — Żebym ja ci nie musiała przypomnieć o tym, jak chodziłeś z Lav… Aua! — krzyknęłam, bo poczułam ból w stopie. To Draco mi na nią nadepnął! — Zachowujesz się jak dziecko!
— Nieprawda! — zawołał, krzyżując ręce na piersi.
— Tak? To dlaczego nadepnąłeś mi na stopę, gdy chciałam przywołać pewne bardzo ciekawe wspomnienie, hm? — spytałam, unosząc brwi.
Draco mi nie odpowiedział. Zamiast tego przewrócił oczami, przyciągnął mnie do siebie i poczochrał mi włosy. Prychnęłam z oburzeniem, odsuwając się od niego gwałtownie.
— Jesteś okropny — powiedziałam i rozejrzałam się wkoło, w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Spostrzegłam, że dosłownie kilka kroków od nas stoją Pansy, Tracy i Daphne, więc nie obdarzając Malfoya nawet jednym spojrzeniem, podeszłam do nich.
— Czyżby zakochani się pokłócili? — zapytała Tracy, uśmiechając się słodko. Zignorowałam jej pytanie, przyzwyczaiłam się już do tego typu docinek.
— Nie — odparłam zgodnie z prawdą. Zerknęłam kątem oka na chłopaka, który stał z Blaise’em. Gdy już chciałam do nich dołączyć, pod szklarnią pojawiła się zdyszana profesorka.
— Witajcie moi drodzy! Wybaczcie mi to spóźnienie, jednak na poprzedniej lekcji jeden z uczniów ucierpiał i musiałam z nim iść do Skrzydła Szpitalnego — wyjaśniła, po czym wpuściła wszystkich do szklarni.
Nasza lekcja zielarstwa minęła spokojnie, bez zbędnych wypadków. Udało mi się zarobić kilkanaście punktów dla naszego domu, więc byłam bardzo zadowolona. Pracowałam w parze z Pansy i w sumie się cieszyłam, bo Draco nie był orłem z zielarstwa i praca z nim zawsze kończyła się katastrofą. Przez całą lekcję śmiałam się razem z Pansy, widząc jak blondyn i Zabini próbują wydobyć strączki z wnętrza Wnykopieńki. Koniec końców profesor Sprout im pomogła.
— Hermiona! Zaczekaj! — Usłyszałam krzyk Dracona. Chłopak już po chwili mnie dogonił. — Widziałaś jak dzielnie walczyłem?! — zawołał, wypinając dumnie pierś.
— Draco, przecież widziałam, że pomogła ci Sprout — rzekłam. Ślizgon zmarszczył brwi i ściągnął usta.
— Eh. Myślałem, że może jak zobaczysz cudowne wyniki mojej pracy to będziesz chciała być ze mną w parze. — Westchnął.
— Przecież w końcu bym się zorientowała, że tak naprawdę twoje umiejętności w tym zakresie nie poprawiły się nawet trochę.
— No niby tak, ale… — Podrapał się po głowie.
— Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś zapytał, to bym ci pomogła? — zapytałam, puszczając mu oczko.
— Naprawdę? Następnym razem od razu przyjdę w takim wypadku — powiedział.
Pokręciłam głową z politowaniem. W momencie gdy znaleźliśmy się pod salą, w której zawsze mieliśmy obronę przed czarną magią, zadzwonił dzwonek. Zajęliśmy ławkę gdzieś po środku sali, gdyż miejsca na końcu były już przez pozajmowane.
Obrony przed czarną magią w tym roku miał nas uczyć Charlie Weasley. Jego młodszy brat Ron był uradowany tym faktem, gdyż sądził, że dzięki temu będzie miał u niego specjalne względy. Widziałam Charliego kilka razy na zebraniu Zakonu Feniksa, więc nie znałam go zbyt dobrze.
— Kolejny rudy w tej szkole… — Draco wypluwał z siebie coraz gorsze przekleństwa. Rodzina Weasleyów nigdy nie wywoływała w nim zbytnio pozytywnych uczuć. Przez lekcje z jednym z nich, jego nienawiść do nich prawdopodobnie w krótkim czasie osiągnie apogeum.
— Uspokój się, Malfoy. Chcesz, żeby cię usłyszał? — skarciłam go.
— Mam to gdzieś. — wzruszył ramionami.
— No tak. To nic takiego jak na pierwszej lekcji zajdziesz nauczycielowi za skórę, a ten będzie się na tobie za to mścił do końca szkoły. — Wzruszyłam ramionami. — Myślę, zbyt pochopnie ich oceniasz. Przecież mówiłeś, że status krwi nie ma dla ciebie żadnego znaczenia! Ja rozumiem, że Ronald jest irytujący, ale to nie znaczy, że cała ich rodzina taka jest. Ich mama jest kochaną kobietą, a Ginny to dobry kompan do wieczornych rozmów. Albo George i Fred. Oni też byli dla bardzo mili. Także, Malfoy. Zastanów się czasem nad sobą. Nie znasz ich, a traktujesz paskudnie. — Zakończyłam moją wypowiedź, po czym obróciłam się do niego bokiem.
— Może i masz rację?
Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc go. Pokiwałam powoli głową.
— Ja zawsze mam rację. — Pokazałam mu język. Ten w odpowiedzi szturchnął mnie w bok.
W końcu skończyliśmy wszystkie lekcje. Gdy na transmutacji zabrzmiał gong, poderwałam się z krzesła i niemal pobiegłam do Wielkiej Sali. Byłam potwornie głodna!
— Z drogi, bo Rossetti was wszystkich pozjada! — krzyczał Zabini, nabijając się ze mnie. Oczywiście nikogo nie ruszała ta groźba, jedynie pierwszoroczni rozpierzchli się gdzieś na boki.
— Blaise, ucisz się i mnie posłuchaj — warknęłam, gdy ten zawzięcie ignorował moje prośby o to, żeby przystopował. Ślizgon zwrócił na mnie swoje spojrzenie. — Załóż worek po kartoflach na głowę, bo dzieci straszysz!
— No to sobie przekichałaś! — zawołał, po czym zaczął mnie gonić. Szybko manewrowałam między uczniami, potrącałam innych, gdy nagle poczułam silne uderzenie. Odrzuciło mnie do tyłu, potknęłam się o czyjąś stopę i wylądowałam na ziemi. — Hermiona, ty pokrako — rzekł Zabini, pomagając mi wstać. Spojrzałam się na osobę, na którą wpadłam. Tym kimś okazał się Terrence Higgs.
— Terry, przepraszam. — Podeszłam do chłopaka i złapałam go za ramię. — Nic ci nie jest?
— Nic mi się nie stało. Spokojnie. Dzięki za troskę — powiedział tylko, po czym wyminął mnie i odszedł.  
— Merlinie! Hermiona, Zabini miał rację!
Zmroziłam Dracona spojrzeniem, odrzuciłam włosy na plecy i wyprostowałam się jak struna.
— Chodźmy lepiej zjeść.
Po zjedzonym posiłku zdecydowaliśmy się z Draco wyjść na spacer po błoniach, aby skorzystać jeszcze z ostatnich ciepłych dni w tym roku. Gdy tak wolno spacerowaliśmy, obserwowałam co się dzieje wokół nas, podczas gdy Draco opuścił głowę i wpatrywał się w czubki swoich butów. Hagrid podlewał coś w swoim ogródku, a ścieżką prowadzącą do jego chatki biegli Potter i Weasley. Ciekawe co znowu kombinują. Kawałek przed nami Neville Longbottom skoczył na swoją żabę, Teodorę, która pewnie znowu mu uciekła. Gdy byliśmy młodsi naśmiewaliśmy się z Notta przez podobieństwo w ich imionach. Właśnie przechodziliśmy obok jeziora, gdy ochlapała nas woda. To przez ogromną ośmiornicę, która na chwilę wynurzyła swoje ramię i upuściła je z powrotem do wody.
— Idziesz na imprezę do Krukonów? — zapytał Draco. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami.
— Imprezy u nich są nudne.
— Jak będziemy tam my, to nie będzie źle — stwierdził i przez moment widać było, że się nad czymś zastanawia. — Chcesz iść tam ze mną?
— Jasne. — Uśmiechnęłam się szeroko. Nagle nad naszymi głowami przeleciała ogromna, czarna sowa. Zakręciła się, po czym wylądowała na ramieniu Dracona.
— Sowa ojca — mruknął, odczepiając od jej nóżki pergamin. Przysiedliśmy pod drzewem, aby mógł w spokoju przeczytać list. Spostrzegłam w oczach Draco ogromny ból i smutek. Gdy skończył czytać, jego oczy zaszkliły się. Bez słowa podał mi kartkę, abym mogła zapoznać się z treścią tego listu.
Wiltshire, 02.09.1998r.
Draconie!
Piszę do Ciebie, gdyż wczoraj w godzinach wieczornych miało miejsce bardzo przygnębiające wydarzenie.
Nasz świat opuściła Twoja droga przyjaciółka April. Po długich zmaganiach przegrała walkę z chorobą. Gdy dotarła do nas ta informacja, wszystkim udzielił się przygnębiający nastrój. Rodzice April są załamani, a przygotowaniem pogrzebu zajmuje się jej siostra. Zakłada, że odbędzie się on 5 września. Jeśli tylko zapragniesz się na nim pojawić, napisz. Skontaktuję się wtedy z Severusem, abyś mógł tego dnia opuścić szkołę.
Jest nam wszystkim ogromnie przykro. Mimo, że byliśmy już przygotowani na jej śmierć, to i tak to bardzo nami wstrząsnęło. Bardzo nam przykro.
Ojciec.
— Och, Draco… Tak mi przykro — szepnęłam. Położyłam dłoń na jego ramieniu.
— Idź sobie. Chcę zostać sam — burknął, opierając czoło o kolana. Położyłam głowę na jego ramieniu i objęłam go mocno.
— Nie zostawię cię teraz samego — zaprotestowałam.
— Dlaczego? Przecież była taka młoda… — jęknął, prostując się gwałtownie. Również mnie objął, po czym schował twarz w moich włosach.
— Widocznie tak musiało być… — wymamrotałam. Nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć w takiej sytuacji.
— Nie rozumiesz mnie — warknął. W głowie widziałam jego wściekłą minę.
— Masz rację. Nie rozumiem — powiedziałam spokojnie. — Ja na szczęście nie musiałam przeżywać śmierci przyjaciela. Jednakże gdyby tak się stało, to starałabym się myśleć pozytywnie. Mój przyjaciel na pewno nie chciałby, żebym chodziła smutna.
— Łatwo ci mówić — prychnął, a ja wywróciłam oczami.
— Lepiej już nic nie mówię. — Westchnęłam, masując delikatnie jego ramię.
— To, po co tu jeszcze siedzisz?
— Bo chcę przy tobie być.

beta: Arcanum Felis

6 komentarzy:

  1. O jeju! Te zakończenie jest słodkie.
    Zabini i Hermiona? O bożę. Po prostu ZA-JE-BIO-Za.
    Życzę weny i czekam na następny rozdział :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo tego że przeczytałam ten rozdział jeszcze przed publikacją, muszę go skomentować! Sorki, że dopiero teraz, no ale wiesz jak jest u mnie z wolnym czasem :D
    Podoba mi się Twój Malfoy, a szczególnie fakt, że chodzi za Hermioną krok w krok. Ich rozmowy są momentami takie słodkie <3
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział :)
    Uwielbiam takie opowiadania! Pisane z humorem, słodkie i lekkie! A teraz jakoś naszła mnie ochota na coś takiego, więc mam ogromną nadzieję, że wkrótce dodasz kolejny rozdział :D
    Czekam niecierpliwe, serdecznie pozdrawiam i życzę duuuużo weny!
    Charlotte Petrova

    Zapraszam również do siebie :) --> Wschód słońca i Auror z wymiany

    OdpowiedzUsuń
  4. Co robi w Hogwarcie Cho Chang? Z tego co pamiętam, to była o rok starsza od Hermiony, więc powinna ukończyć Hogwart dwa lata temu. Jestem też ciekawa, jak Snape'owi udało się przeżyć wojnę. A i znowu Hermiona ma inne nazwisko.
    Podoba mi się reakcja Hermiony i Draco na list. Idealnie oddała sytuacje tych osób. Zazwyczaj po śmierci kogoś bliskiego nie chcemy z nikim być, a inni nie wiedzą, jak nam pomóc.
    Cieszę się, że Hermiona nie udawała, że wie, co czuje Draco, tylko tak zwyczajnie po ludzku z nim została.
    Ogólnie opowiadanie jest lekkie, zabawne. Dość szybko się czyta i można się przy tym odprężyć. Błędów masz zasadniczo mało, czasami zgubisz przecinek. O muszę Cię pochwalić za zapis dialogów. Większość ma z tym problem, tutaj jednak go nie ma.
    Wybacz, że nie rozpiszę się bardziej, ale jestem strasznie głodna i muszę dokończyć pisanie rozdziału.
    Pozdrawiam!
    E.M.S.
    PS Byłoby miło, gdybyś znalazła czas na czytanie (może skomentowanie) mojego bloga :)
    https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. A skad tam się wzięła Cho?
    W sumie nieważne, może kiblowała :D
    Uwielbiam Draco <3 No ale ja go uwielbiam w prawie każdym opku :D
    Na razie bardzo mi się podoba, pisz dalej ;*

    rose-to-nie-rosie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Znowu to nazwisko! O co chodzi?! Iluminati... Ktoś już zauważył, że Cho (nie lubię suki) skończyła szkołę. Trochę błędów w interpunkcji, ale to nic. Ogólnie rozdział spoko, dość długi. Mam nadzieję, że niedługo coś dodasz (coś, czyli rozdział).
    Crookshanks (może zajrzysz)
    http//dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń